Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ostatniej chwili siostra nazaretanka wetknęła mu w sztywniejące palce zapaloną gromnicę i rozpoczęła odmawiać modlitwy za konających. Wodził po twarzach oczami jakby z tamtego świata, zatrzymywał je na żonie, klęczącej tuż przy nim, a najdłużej patrzał na obraz Chrystusa, wiszący na ścianie.
W izbie robiło się już straszno od szło chów, łkań i tej okropnej litanji za konających.
— Nie pojadę do Polski... — zaszeptał naraz wyraźnie, usiłując podnieść głowę. — Ale ty, Merka, pojedziesz... ojciec tam czeka... i ziemia czeka... wyjdziesz za Franka... proszę... dobry boy... wszystko, co mam, jest twoje... przy świadkach... siedem tysięcy... Frank ma trzy... pobieracie się... szyfkarty zapłacone... na mszę w starym kraju dajcie za mnie... i pogrzeb sprawcie... porządny... gospodarujcie z Bogiem...
Cisza się stała, trzeszczał jeno gromniczny knot, słuchali z zapartym tchem.