Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i duszołap, agent od sprzedaży lotów i mebli na raty, niecierpiał zięcia i przy każdej sposobności, jak tylko mógł, przekpiwał z niego. Frankowi zaraz z miejsca nie podobała się cała rodzina, zwłaszcza do panny poczuł dziwną niechęć. Przystojna była, wyrośnięta i zgrabna, o ślicznych, szafirowych oczach, ale tak przestrojona, wymalowana i z taką wzgardą traktująca wszystkich, że złość go ponosiła.
— Czego się to dmie! Nie widzieli ładniejszej! — myślał urągliwie i, chociaż mu zaproponowała spacer za miasto, nie poszedł, przysłuchując się zjadliwym wywodom Walczaka.
— Za psi pazur nie będą cię uważali w starym kraju — nakładał zięciowi w uszy. — Czemże ty jesteś dla nich? Prosty majner, chłop i cham. A tam panują wielmoże, jaśnie pańskie brzuchy, szlacheckie fanaberje i samowola. Kto nie jest szlachcicem, tego nie mają za człowieka. Po wioseczkach znowu i po poczciwych