Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Najgorszy szyb, niema tygodnia bez nieszczęścia. I mnie tam kiedyś przygniotło.
— Mamy pięcioro dzieci po zabitych w tym szybie.
— Mejnerska dola. Nie poradzi — westchnął z rezygnacją i najspokojniej zabrał się znowu do odczytywania listu i oglądania fotografji.
— Dwór, prawdziwy dwór! I sto morgów pola! — Szeptał cichutko i w takiem głębokiem rozradowaniu, że płomienie ogarnęły jego twarz poradloną i siwe oczy. — I to wszystko moje! — Poił się samym dźwiękiem tego słowa — Moje!
— Good morning! — przerwał mu chrapliwy głos, i wąska, chytra i plugawa twarz pijaka pokazała się nad balustradą.
— Słyszałeś, znowu na «Alice» zabiło czterech ludzi! Zawalił się ganek licho podstemplowany i pomiażdżył ich na śmierć! Ty, robotniku, giń, iżby kapitaliści mieli na pałace, zbytki, policmenów i wybory! Czas z tem skończyć!