Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wieczorem opowiedział, jak to wuj i gdzie zginął. Słuchałem, przejęty dumą, żalem i podziwem.
— Mówiłem, a nie mówiłem, że to nanic — wołał ojciec.
— Cichobyś był! Głupiś! — krzyknął ksiądz. — Każda kropla krwi, wylana za sprawę, nie przepada...
— I wciąż na nowo zaczynać, wciąż...
— A wciąż, aż do ostatka, aż do zwycięstwa, aż do przebłagania Boga...
Nie wiem, co było dalej, bo kazali mi iść spać.
Nazajutrz wuj odprawił mszę żałobną. Matka zemdlała. Michał leżał krzyżem, a potem na obrazie zawiesił jakąś gwiazdę i krzyż...
— Tak kazał pan pułkownik.
Po mszy poszedłem na lekcję, a rodzice wrócili do domu.
Ksiądz chodził po pokoju. Michał zapalił mu fajkę i usiadł pod piecem. Naraz ksiądz przygarnął mnie do siebie, ujął za głowę i powiedział: