Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to nieprawda, może to tylko Fenicjanie rozpuszczają takie wieści, że upadło serce wiernych! — Ale gdzie prawda? Gdzie? — krzyczało mu serce, i biegł korytarzami wagonów i wszędzie widział tak samo radosne twarze, gazety w rękach i oczy jaśniejące radością!
Poczuł się tak samotnym i nieszczęśliwym, że schronił się do wagonu trzeciej klasy, a tłum dziko rozkrzyczany i groźny, co chwila bowiem ktoś przemawiał namiętnie, groził pięściami, a cały wagon wtórował krzykiem i groźbą.
— To prawdziwy naród, tutaj dowiem się prawdy — pomyślał, słuchając uważnie, ale wkrótce przejął go lęk, i pot okrywał skronie, gdyż bluźniono przeciwko jego świętej osobie i przeciwko jego ministrom, a co chwila zrywał się przerażający ryk:
— Śmierć sułtanowi, na pohybel z nim!
— Więc to taka prawda! Więc to mój naród, to moi wierni poddani! — dumał, wpatrzony w groźne, nieubłagane oblicza,