Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To utrzyma ład społeczny! Człowiek bez munduru, to człowiek bez imienia, zero! Niezadowolonych będzie można awansować, a mały podatek od rangi przyniesie skarbowi pewną korzyść. — Rozmyślał ojcowsko, z głęboką troską o doli tych rzesz nieprzeliczonych i byłby znowu zanotował coś wiekopomnego, ale wprost na niego waliły korytarzem jakieś potężne walizy, kosze, pierzyny, tłumoki, klatki z ptakami, wspaniały gramofon, wielkie czajniki, dzieci, bony, gruba, czerwona pani, cała w czeczunczy i białych woalach, a wkońcu kroczył dostojny mąż w czapce z gwiazdką i z urzędową, cudnie rozkwitłą twarzą, i wszystko to wdarło się do jego przedziału i zalało go niby huragan!
— Na Ałłacha, to musi być który z moich wielkorządców! — szepnął Reszyd, onieśmielony niezmierną powagą męża, lecz nie miał czasu rozmyślać, bo jakiś krzyk wstrząsnął stacją, zagrzmiała muzyka, tłumy skłębiły się niby mrowisko, a wśród ciżb, miotających się na różne stro-