Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zbawco mój! -— wybuchnął Reszyd, wciskając mu garstkę złotych monet.
— Pierwszą klasę dla pana dziedzica, ja się zaraz poznałem...
I po chwili sułtan oglądał ciekawie bilet, a Egipcjanin, nie zwróciwszy reszty, kłaniał się uniżenie i wołał gorąco:
— Szczęśliwej drogi dla jaśnie pana hrabiego!
— Niech ci Ałłach zapłaci — jęknął Reszyd i byłby go przycisnął do serca, i może nawet przyobiecał jakie ulgi dla wszystkich Egipcjan, ale fala ludzi porwała go ze sobą, że tylko westchnął:
— Zaprawdę, niemały trud podjąłem dla szczęścia moich poddanych. — I znalazłszy się w pulmanie, złożył na ławce swój skromny bagaż, owinięty w gazetę, i stanął w oknie. Zdumiony był i pełen niepokoju, tłumy się bowiem tłoczyły na peronie i wdzierały do pociągu, pod szklanemi dachami stacji przewalał się huk jakby morza szumiącego, brano szturmem wagony, a on napróżno szukał w tej szarej, skłębio-