Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

marszczonej twarzy i, zwracając się do zgromadzonych kobiet, przedstawia im marność życia poza Swedenborgiem.
Jakiś ulicznik zaczyna gwizdać i walić kijem w blachę szyldu, naśladując bęben. Jednakże zwolna żarty milkną, twarze poważnieją, oczy nabierają życia, zaczynają słuchać uważniej. Czarna dama wpada w stan ekstazy.
Po południu wsiadłem do prawie pustego omnibusu na Trafalgarskim skwerze i pojechałem do Hyde Parku. Istotnie, jest olbrzymi, ale mało w nim tego, co właściwie stanowi istotę parku, to jest drzew.
Ogromne klomby kwitnących heljotropów roznoszą odurzającą woń.
Od Picadilly ciągnie jakiś pochód. Orszak, złożony z kilku tysięcy ludzi, z orkiestrą na przedzie, za nią wielka chorągiew z wizerunkiem Chrystusa wśród dzieci i z wielkim napisem: «Bądźcie miłosierni, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie». To jakieś stowarzyszenie w celu niesienia pomocy sierotom i podrzutkom kołacze