Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi dzwonków, ryczeniem krów, pobekiwaniem owiec, nawoływaniem pastuchów i szczekaniem psów. Ostre, wesołe i krzykliwe tony piszczałek, pogwizdywanie poganiaczy rozbrzmiewały dosadnie i dźwięcznie.

W powietrzu drżało zdrowe, jędrne życie w tych wszystkich głosach, porykiwaniach, śpiewach.

Moja mamuś, był tu Maciek,

Chciał dunicy, wiercić macek.
Córuś moja, dać mu było,

Przeciekby ci nie ubyło.

Hu, ha! — dźwięczał kujawiak, śpiewany cienkim głosikiem dziewczyny, zaganiającej stado świń. Po chwili, jakby w odpowiedzi, inna postać, niewidoczna w zmierzchu i tumanach kurzu, zaśpiewała:

Jedna baba oszalała,

A druga się wściekła,
Trzecią djabeł okulbaczył,

Siadł na nią do piekła.