Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 58 —

idziesz i przykładnie — nuż mi krajać chleby i podtykać.
Pożywiłem się dobrze i przegryzłem tym cynamonowym plackiem z miodem. Znalazło się i mleko w jakiejś manierce. Potem wyszedłem za gospodarzem domu i mówię mu pocichu, że płacę za nocleg wszystkich. Usłyszała któraś i zaczyna gadać:
— Zachciałeś, bracie, ukrzywdzić dobre dusze, zapłacić za dobre serce groszakiem — to nie jest poczciwie i nie po szlachecku!
Tłumaczę się, jak mogę, nie chcą słuchać, i każda zaraz płaci swoje cztery grosze.
— Ty nam, bracie, zato przeczytaj co z książki — mówi jedna i daje mi jakąś starą ewangelijkę, oprawną w skórę i poowiązywaną sznurkami różańca.
Zacząłem czytać „Dzieje Apostolskie“.
Czytywałem rozmaite rzeczy i w różnych miejscach. Czytywałem obce i swoje utwory, prywatnie i publicznie, ale naprawdę nie miałem nigdy większej tremy, lecz i uważniejszych słuchaczów. Zrobił się w izbie i przed chałupą tłok, bo na głos czytania naszła siła narodu i słuchała ze skupieniem. Co raz tom musiał odpowiadać, tłumaczyć i uprzystępniać niektóre ustępy.
Czytałem z godzinę.
Zrobili mi jakieś honorowe posłanie na skrzynce, gdzie mi było bardzo dobrze, poszliśmy spać i tak spali trzecią noc pielgrzymki.
Kiedyśmy rankiem zwlekali się, to mi jedna z sióstr mówi: