Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 52 —

mówi Pismo Święte. Pocóż więc szarpanie się, walki, gubienie dusz swoich i cudzych, kiedy szczęście przed nami, cel widoczny, a życie tak krótkie?
Milczeliśmy długo, ja przeżuwałem te słowa, tchnące powagą wiary głębokiej, a Ojciec Prokop patrzał znowu w ten wizerunek Chrystusa na ścianie i poruszał nieznacznie ustami, jakby w modlitwie, a wkońcu zapytał:
— Gdzie pan będzie drukował te wrażenia?
— W „Tygodniku Illustrowanym“.
— Niech wam Bóg błogosławi i dopomaga w dobrem — życzę wam z całego serca, a panu życzę sił i wytrwania. Pijcie z tego źródła, tam jest pokrzepienie i tam szczęśliwość!
Podniosłem się do odejścia.
— Nie zatrzymuję, bo czas na moje pacierze; do chóru nie chodzę, bo moje nogi już nanic.
Pocałowałem go w rękę na pożegnanie, bo mnie ujął tą swoją jasną, czcigodną starością, a on pocałował mnie w głowę i, zrobiwszy znak krzyża świętego nade mną, szeptał coś niedosłyszalnie.
Wyszedłem i stanąłem zaraz w korytarzu, aby zreasumować wrażenie, ale ta twarz pogodna przez poznanie tkwiła mi w mózgu, i ciągle słyszałem ten głos głęboki, mówiący mi:
— Pijcie z tego źródła, tam pokrzepienie i tam szczęśliwość!..
Szedłem wolno korytarzami, a ze ścian patrzały na mnie wypełzłe twarze Ojców; widziałem brody siwe, oczy przygasłe, rysy surowe, ciała ascetyczne, dusze