Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 51 —

— Jest tam wiara głęboka i serce niezepsute jeszcze zarazą. Są to najmędrsi z mądrych — wierzą. Nie pytają, nie wątpią, nie dociekają — tylko wierzą. W tem jest ich siła i szczęśliwość.
Zadrościłem im dzisiaj tej zdolności wierzenia i tej mocy, jaką czerpią z wiary.
— Nietylko zazdrościć, ale płakaćby należało po takiej stracie — rzekł twardo.
Nie odpowiedziałem nic, bo mnie przesączać zaczęła gorycz jakaś.
— Naprawdę, to wy w nic nie wierzycie, ani w Boga, ani w ludzi, ani w ducha, ani w materję. Oślepili się sami, i krzyczą, że nic niema, bo oni nie widzą. O głupstwo smutne! Obłąd zuchwały kretów!
— Ojcze, — powiadam — czy ojciec myśli, że to bez śladu przychodzi? że jest rozkoszą nie widzieć i nie mieć nawet myślą się gdzie zaczepić.
— Wiem, i tem więcej mi żal cierpień, poniesionych napróżno.
Przechylił nieco głowę i gładził nerwowo długą, srebrzącą się brodę, potem zażył tabaki z czarnej tabakierki z prześliczną emalją Wniebowzięcia Matki Boskiej na wierzchu i mówił długo, a kończył następującem:
— Źródło nieszczęść jest w nas, w rozumie naszym, a źródło spokoju i szczęścia — tam! — i wskazał chudą ręką Chrystusa, rozpiętego nad łóżkiem.
— Idźcie pić do źródła prawdy i dobra, a odzyskacie samych siebie, znajdziecie to, czego nigdzie nie znajdziecie. „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a ja was ochłodzę“ —