Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 43 —

Zaczęły się rzucać, przycisnął je silniej.
— Jesteśmy dziećmi Marji, wierzymy w Boga i prosimy o zmiłowanie. Wyrzekamy się djabła i myśli nieczystych.
— Jesteśmy dziećmi Marji i t. d., — powtarzały cicho i wolno z akcentami żalu, targającego serca, aż te płacze ludu nabrzmiewały łkaniami i szlochem.
— I Ty się, Panie, coś jest i na niebie, i na ziemi, i w gwieździe kużdej, i w kamuszczku, i w trawce najmniejszej, i wszędzie, zlituj się nad nami grzesznemi! — powtarzały coraz ciszej i coraz mętniej, bo łzy zaczęły im spływać po twarzach, i ciała zaczęły się trząść, i ręce zaczęły wyciągać ku słońcu, i już świadomością chwilową, głębią serc, krwią — żebrać o zmiłowanie, o ratunek. I jakby się zwarły te wszystkie serca w prośbie i w błaganiu, bo ze wszystkich oczu płynęły strumienie łez, i jęk się rozlegał jeden, i modlitwy wybuchały coraz gorętsze, i coraz silniejszym akcentem brzmiały w tej ciszy słonecznej.
Nie było nic słychać, tylko ten chór głosów rozpłakanych i żebrzących zmiłowania.
Raptem zaczęła krzyczeć jedna opętana i zerwała się z ziemi, z ogromną siłą odepchnęła chłopa, aż upadł na płot. Ryczały znowu i miotały bluźnierstwa. Paroksyzm powrócił, ale trwał krócej. Wyczerpały się z sił prędko i upadły nieprzytomne. Zanieśli je bracia na wozy, których kilka szło w końcu, najętych kosztem całej kompanji.
Powiedziano mi, że te kobiety pochodzą z Lubelskiego, ale nie umiano bliżej objaśnić niż, że do-