Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 32 —

Widzę w ołtarzu obraz Wniebowzięcia Marji Panny, a wprost zielonych listków geranji czerwone kwiaty osłaniają ramy obrazu, bukiety bzów i narcyzów mienią się pomiędzy lichtarzami — a z poza tej wonnej osłony wynurza się jasna, pogrążona w zachwycie twarz Bożej Matki: ma taką słodycz w podniesionych oczach, i taką dobrocią tchną jej usta rozchylone, iż patrzenie na tę jasną i czystą postać sprawia mi wielką przyjemność. Organy odzywają się jakąś przyciszoną melodją litanji, a świece złotemi punktami płoną coraz jaśniej, bo mrok opada zwolna i wlewa się w świat rozróżowiony zorzami zachodu. Lud zalega całą wolną przestrzeń, klęczy na drodze, pod płotami, w ogrodzie, nawprost kościoła, pod rozkwitłemi jabłoniami.
Słowiki, w sadach ukryte, zaczynają swoje pieśni nocy i miłości — wylewają całe kaskady skrzących i niewysłowienie miękkich tonów, a organy brzmią cichą, uroczystą psalmodją, i lud śpiewa całą piersią w ciszy nocy nadchodzącej, opromieniony aureolą fioletowych refleksów, które miedziane zorze kładą.
Nic, tylko mieć czucia tyle, aby objąć i wchłonąć to piękno wszystkiego, co się widzi i słyszy! Dusza jakby się podnosiła ze znużenia, i jakby na tych rytmach śpiewów, grania, pieśni słowiczych, woni i barw rozwijała skrzydła, potężniała, rozszerzała się w nieskończoność i piła rozkosz i zapomnienie w tem źródle piękna. Wszystkie twarze jaśnieją, a wszystkie oczy, utkwione w świętem obliczu, w tej mrocznej głębi, pełnej złotego pyłu światła, rozsiewają blaski, a wszystkie serca zgodnie śpiewają. Czuję, jakbym się zlewał