Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 221 —

powierzchni morskiej błyskało słońce drugie, promienniejsze i ogromne, które się rozpływało po falach, jak rzeka lawy roztopionej, niezmierzonemi koliskami purpury. Morze zadrgało życiem i odsłoniło swoje pogięte seledyny. Trójkątne czerwone żagle i czarne kadłuby statków rybackich zamajaczyły woddali, a na wybrzeżu odsłaniał się powoli z mgieł amfiteatr gór, pól, ogrodów i domów; dymy, niby pajęczyny rozstrzępione, snuły się nad płaskiemi dachami; drzewa stały w kwiatach, pola w niepokalanej zieleni zbóż wykłoszonych i poprzetykanych zielonemi pędami wina, rozpiętego po drzewach, a szczyty gór, zamykających horyzont, stały szare, opłynięte błękitem i poplamione śniegami.
Po drogach białych zaczęli snuć się ludzie, dwukołowe wozy, ciągnięte przez białe ogromne woły, stada kóz z dzwonkami na szyjach.
Pociąg także się budził. Z wagonów dochodził gwar rozmów, fale śmiechu, głosy modlitw, pojedyncze słowa leciały z okna do okna, ludzie spacerowali po wagonach, budzili jedni drugich, rozpakowywali śniadania, bo cały pociąg zapchany był poprostu pielgrzymami. Jechali wszyscy do Loreto, na 600-letni jubileusz przeniesienia domku Matki Boskiej z Nazaretu.
Uroczystości odpustowe rozpoczęły się w roku zeszłym, w listopadzie, i ciągnąć się będą do 12-go września r. b. Płyną też katolicy na te uroczystości ze wszystkich stron świata, w ogromnej ilości. W tym pociągu, specjalnie oddanym pielgrzymom, jechało kilkaset osób, należących do kilku narodowości.