Strona:Władysław Sebyła - Koncert egotyczny.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III

Przyszedł do mnie i pytał: — ktoś ty jest, człowieku? —
A przyszedł nocną porą, niepytany.
Za oknem z suchym trzaskiem pękały kasztany
i wiatr szeleścił liśćmi w betonowym ścieku.
On wiosennym bezwładem przez pokój przepłynął
i wonią przekwitłego już dawno jaśminu.

Więc słysząc, że za oknem wiatr zachodni ucichł,
i wiedząc, że tam stoją żółkniejące drzewa,
patrzyłem w mrok, jak człowiek, który się spodziewa,
że krzyk, rzucony w pustkę, echem nie powróci.
Wtedy, jakgdyby w myślach moich czytał,
powrócił po raz wtóry i szeptem zapytał:

— Zbudzić się na szerokich obszarach istnienia
i szukać słów pomarłych. Czy to szukać siebie,
zgubionego wśród rzeczy, rzuconych w przestrzeniach
nieobeszłych, skroś które gwiezdne wichry wieją?

Zamknąć oczy i w ciszy słuchać krwi dudnienia
i trzepotania myśli.
Czy to szukać siebie,
pośród spraw zgubionego, co się w ciszy dzieją,
czy tylko swego nieznanego cienia? —