Strona:Władysław Orkan - Nowele.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bodne bez osłony chmur, patrzało promieniami poza najodleglejsze widnokręgi... Tu złamie promień o wodę, tam, jak strzałą, przeszyje ciemnię drzew, budząc śpiące ptaszęta; ówdzie chyłkiem zaglądnie do okien, rzuci garścią światła zgromadzonej czeladzi, która kołem przy jednej misie obsiadła, a zwija się chyżo, bo czasu szkoda: pogoda stała, a owies, a jęczmień w polu...
Nie w każdej chałupie gwarno koło misy, nie w każdej ruch i życie panuje. „W chałupie komornika?...“ powiadasz... He, przecię i komornikom nie najgorzej, gdy na polu ładnie!... A od czego przysłowie: „tak bedzie, jak padnie?“ Nie zbierają sobie — to drugim, a roboty jest dość u ludzi latem... Gorsza zima.
Toć i komornik ma co dziś w gębę włożyć. Ale „jest casem przeznacenie, — powiadają ludzie — ze jak jedno w chałupie sie styra[1], to syćko idzie na marne!...“

Takie „przeznacenie“ musiało chyba dotknąć i zagrodę młynarza... W samym środku wsi ugory, pastwiska — a to dawniej „jego ładno rola...“ chałupę zaś ludzie zdaleka obchodzą, żegnając się ukradkiem. Wiecznie zamknięta, ani „zywe duse“ w niej... Powiadają, że w takich chałupach, „ka przedtem była bosko obraza, radzi „źli“ mieszkają...“ — Ha! może.

  1. Styrać się — zmarnić się.