Strona:Władysław Orkan - Nowele.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sie przychwiał do chałupy. Pieniądze wraził na półce do garnka i prasnął ciałem na pościel. Przededniem dziewka wstała i, po ciężkiem niewyspaniu nie przetarłszy oczów, porwała garnek z półki; nakładła w niego ziemniaków dla świni i przystawiła do ognia. Skoro się uwarzyły, wsypała je do cebrzyka, — coś zazbercało, ale myślała, że to skała, — utłukła i zaniesła do chlewa. Ku połudnowi Pasternak wstał, zbaczuje se powoli, kany za woły pieniądze: szuka w zanadrzu — niema, w skrzyni i półskrzynku — niema, nareszcie przetrząsnął wszystko w izbie — nie, i do ostatka niema.
— A miał, wiecie, starego ojca... „Teraz już wiem — powiada. — Nic inszego, inoś ty, stary, wziął pieniądze. Oddej zaraz, bo jak nie, to...“ I brał sie do kija. I tak, moi kochani, straszny kłopot robił z ojcem. „Zabiję cie i zabije, — powiada — jak nie oddasz“. Ociec płakał, ręce przed synem składał, że nie widział, ale to nie pomagało.
Aż nareszcie przybaczył se Pasternak, że najlepiej bedzie iść do wróża; ten mu już napewno powie, kto pieniądze wziął. „Poczkaj“ — powiada ojcu na odchodnem. — „Jak mi wróż powie, że tyś wziął, to tu krótka sprawa bedzie“. I poszedł na Zalesie do tego, co go to, wiecie, Czarnym przezywali. Ociec sie znowu bał strasznie i poszedł za nim przysłuchać sie, co mu tam ten czarownik powie. Pasternak zaleciał wartko, wpada