Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żył... nie opuszczał się na Neya... Lecz widać tak chciał los.
— Przypadek, mówicie panowie? — zwracał się w majestacie swej klęski do lekarzy. — Tak, zapewne... Lecz czy panowie zdajecie sobie sprawę jasno z wagi owego przypadku? Z jego następstw i skutków na przyszłość?... Oto gdyby nie ta kapliczka, mapa Europy inaczej by wyglądała. — Czymże jest inny przypadek od losu? Musiało przyjść nasze Waterloo — i przyszło.
— Jesteśmy oto na Elbie — mieszał następstwa aktów. — Koalicja tryumfuje. Lew upadł. Komisje obradują, wzywają świadków, śledztwa... Taylerand, szelma, zdradzi. Biedna opuszczona Józefina... Ale tryumf przedwczesny! — wołał z patosem. — Lew się jeszcze podźwignie. Zobaczą wkrótce jego groźną grzywę, jego nieulęknioną królewską postawę. Zadrżą zdrajcy sprzedajni!
Lekarze potakiwali i kiwając głowami znacząco — zapisywali sobie jego ważne słowa.
— Dziwna rzecz — zauważył któryś. — Prosty upadek i takie oto następstwa...
— Następstwa nieobliczalne! — przydał zasłyszawszy uwagę ksiądz Łopatka. — A wszystko to z przyczyny kapliczki.
— O, gdyby nie ta kapliczka! — wzdychał często — mapa Europy inaczej by wyglądała.
Wkrótce dzięki zabiegom lekarskim noga się