Strona:Władysław Mickiewicz - Emigracya Polska 1860—1890.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ludzkość tyle podejmowała pracy, a ofiary tyle cierpiały. Zarzucono mu przekroczenie programu. Jakżeż to trudno zaniknąć się w granicach określonego programu, kiedy się jest upojonym nieskończonością. Obok tych, którzy dzierżyli miecz, zapragnęliście złożyć poetę natchnionego... Dajecie tu wielką lekcyę idealizmu, głosicie, że naród jest czemś duchowem, że ma duszę, której nie tłumi się tymi środkami, jakimi się tłumi ciało... Naszą ambicyę ograniczamy do jednej rzeczy... żeby wiedziano w Polsce przyszłości, że w dniach doświadczenia znalazła się Francya liberalna, aby cię przyjąć, podziwiać i kochać«.
Po Renanie głos zabrał książę Władysław Czartoryski w imieniu towarzystwa historyczno-literackiego: »Wszędzie, rzekł, i po wszystkie czasy posłannictwo poety jest szczytne, ale nigdzie nie jest ono tak wielkie, tak błogie, tak ważne, jak wśród narodu w niedoli broniącego się od zagłady «.
Inni mówcy, przemawiając w imieniu różnych przemijających towarzystw emigracyjnych, zastosowali się do tonu każdego z nich, czego nie wymagała podobna wzniosła i ogólno-narodowa uroczystość. Ale takie drobne rozdźwięki giną w potężnej harmonii jednomyślnego ojczystego hołdu.
Profesorowie Collège de France wcześnie powozem zajechali, zastali już tłum wielki, ale pociąg w którym jechał Książe Czartoryski i kilkadziesiąt osób, jeszcze nie nadszedł. Renan już chory i z trudnością trzymający się na nogach, zapytał Władysława Mickiewicza, czy nie może głosu zabrać natychmiast. Tak się stało, że książę Czartoryski z towarzyszącymi mu rodakami zjawił się w chwili, kiedy Renan kończył swą mowę.
Nie mało to narobiło wrzawy na emigracyi. P. Wa-