Strona:Władysław Mickiewicz - Emigracya Polska 1860—1890.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drowi II Paryżanie przypatrywali się ciekawie, ale bez przychylności. W kilku miejscach dały się słyszeć okrzyki: Niech żyje Polska! aż w pałacu sprawiedliwości przyszło do formalnej manifestacyi. Uwiadomieni członkowie Izb sądowych o wizycie Cara, wyszli na jego spotkanie. Wyprzedzili ich jednakże adwokaci w togach i ledwo car ukazał się u dołu wielkich schodów, oni skupieni u góry krzyknęli trzykrotnie: Niech żyje Polska! Mówiono, że Floquet dał hasło tej demonstracyi, czego się wypierał, kiedy został ministrem i prezesem Izby. Car zmieszany zszedł z pierwszych schodów, a nie chcąc opuścić pałacu sprawiedliwości nic nie widziawszy, zwrócił się ku Sainte-Chapelle. Wykonywano w tym ślicznym zabytku średnich wieków jakieś roboty, rzemieślnicy wybierali się na śniadanie. Daleko energiczniej niż adwokaci wrzasnęli: Niech żyje Polska! — z dodatkiem obelżywych słów dla Aleksandra II. Teraz już ani chwili dłużej zostać nie chciał, wsiadł do powozu i odjechał. Deputacya sądownictwa cofnęła się nie powitawszy ukoronowanego gościa a rząd, znając usposobienie Paryżanów, mocno obawiał się, aby powtarzające się okrzyki: Niech żyje Polska! nie zmusiły Cara do ucieczki. Wystrzał Berezowskiego zmienił postać rzeczy, pozwalając otoczyć cara murem policyantów i przeistoczyć kwestyę narodowości w kwestyę królobójstwa.
Nie długo po ceremonii w Montmorency zjawił się u Władysława Mickiewicza młody, przystojny człowiek, który wyznał, że wyczerpał swoje zasoby, nie umie po francusku, nauk dalej prowadzić nie ma za co i pragnie znaleść zatrudnienie w jakiejś fabryce; pracował już w jednej, lecz nie mogli go trzymać dłu-