Strona:Władysław Ludwik Anczyc - Wspomnienie z Tatr.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u chłopów nadwiślańskich, podhalanie przybrali się w obcisłe wełniane spodnie, na wzór sąsiednich Węgrów; kapelusiki téż mają z wązkiemi krésami, przystrojone rzędem białych muszelek, ponawłóczonych na wązki pasek rzemienny; zresztą są nierównie zgrabniejsi i ładniejsi.
Po za równiną Nowotarską widać całe pasmo Tatr jak na dłoni. Oblewa je ranne słońce: fiolet, róża i purpura staczają z sobą walkę na ich granitowych iglicach, tu i owdzie białemi płatami śniegu poprzystrajanych. Zdaje się, że góry tuż, tuż, że za parę godzin u ich stóp stanąć można, tak bliskie, tak wyraźne. Tymczasem przeszło jeszcze trzy mile w prostym kierunku je oddziela. Złudzenie optyczne, z którém co krok spotyka się w górach.
Nakoniec, spuściwszy się z wyżyn Beskidu wjeżdżamy, po przebyciu mostu na Dunajcu, do miasta, jak zwykle Nowy Targ nazywają górale. Bryka dosięga rynku i wtacza się w bramę zajazdu, po nad którą złocisty lew się rozpiera. Król pustyń Afrykańskich zawędrował w daleką północ, ażeby panu Herzowi służyć za godło restauracyi i winiarni.
Nigdy droga nie dłuży się tak, jak gdy jesteśmy bliskiemi celu. Dwugodzinny popas w Nowym Targu, wiekiem się wydaje: nie można doczekać się chwili wyjazdu: do oglądania miasta brak ciekawości; do jedzenia, apetytu, lubo tu nie źle posilić się można. Tu uzupełnia się jeszcze sprawunki i kupuje, czego w Zakopanem nie można dostać. Nakoniec Wojciech daje znać, że wszystko gotowe i za chwilę siedzimy w wózku.
W Szaflarach o milę za Nowym Targiem niemiła spotyka nas niespodzianka. Mamy tu przebywać Dunajec; spostrzegamy zdaleka dwa mosty, dziwiąc się dlaczego aż dwa do przejechania przez jednę rzekę, ale podziwienie to wzrasta, gdy stajemy nad brzegiem. Swawolny Dunajec, oburzony tém, że go mostami ujarzmić chciano, zadrwił sobie z tych, co je narzucili. Zuchwała rzeka wyrznęła sobie nowe koryto, pozostawiając oba na piasku. Trzeba ją wbród przebywać.
Patrzymy badawczo w twarz Wojciecha, pragnąc z niéj wyczytać czy nie grozi nam jakie niebezpieczeństwo. Góral spogląda na szumiący Dunajec przez chwilę i mówi:
— Niech się państwo nie boją, woda trochę duża, ale przejedziewa.
Nie bardzo to zaspakajająca odpowiedź; wjeżdżamy w rzekę... zrazu płytko, ale woda wrze, kipi i huczy... wóz się chwieje i pochyla to na tę to na ową stronę. Za każdém pochyleniem wszyscy bledną... ale drugi brzeg już coraz bliżéj... najniebezpieczniejsze miejsce przebyte... woda coraz płytsza. Skończyło się na strachu: na drugim brzegu z zimną krwią powiedział nam Wojciech, że w zeszłym roku utonął tu gazda z Białego Dunajca, no, ale — dodał — woda była o krzynkę większa.
Dziś Dunajec już znowu mostem ujarzmiony i turyści przebywając go, ani myślą o przerażeniu, jakiego doznali ci, którzy przy wezbranéj wodzie musieli go przebywać.
Po za Szaflarami ciągnie się blisko milę wieś Biały Dunajec; wszystkie wogóle wsie górskie są bardzo długie i inaczéj być nie może. Każdy Góral lubi się budować nad strumieniem, ażeby miał wodę pod ręką — miejsca dał Pan Bóg dosyć, jest więc gdzie rozpierać się: często téż jedna wieś prawie łączy się z drugą, zwłaszcza gdy przy znaczniejszym leżą gościńcu. I tu zaledwie minęliśmy ostatnie domy Białego Dunajca, a już wybiegły przeciw nam chaty Poronina, ostatniéj wioski przed Zakopaném. Z przed dworu przecudny widok na najwyższe szczyty tatrzańskie, zalegające Spiż, należeć one powinny do Galicyi, lecz przy rozgraniczeniu Węgier przeprowadzono dowolnie granicę przez same szczyty. Węgrzy przywłaszczyli je sobie i z naszą krzywdą prowadzą fatalną gospodarkę, tępiąc kozice i świstaki, które