Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ejże nie żartuj, szwagraszku — ozwałem się na to — bo parol twój mam, a jak cię za słowo wezmę, to co Hania powie?
Siostrzyczka Hania na to, jak stała za mną, tak mnie rączkami nadobnemi ująwszy, usta pocałunkiem zamknęła...
— Mości panowie! — zawołał tedy brat Andrzej, przystępując ku nam z kilku młodymi junakami w mundurach kawalerji kompotowej — ja jako namiestnik chorągwi, biorę was w areszt obudwu, a zwłaszcza ciebie panie oficerze pruski, a to za przekroczenie granic Rzeczypospolitej. Wiedz Wasze, że jestem tu na ordynansie, i mam komendę ludzi, i nakaz surowy, abym pod animadwersją artykułów wojskowych strzegł granicy przed gwałtami waszych pruskich żołnierzy. Proszę Waćpana o szpadę!
Pomogła mu Hania, a nim się na odpowiedź zdobyłem, już mi moja droga siostrzyczka odpięła szpadę i Andrzejowi oddała. Zaraz też proszono, byśmy zasiedli do stołu, przy którym ja już byłem niespodziewanym dwunastym gościem. Po wieczerzy dopieroż to było opowiadania i radości! Aż do mszy pasterskiej siedzieliśmy na tej wesołej gawędzie, a com wycierpiał przez tych lat ośm mej pruskiej służby, to mi zda się Bóg dobrotliwy wynagrodził tego dnia szczęściem serdecznem, słodką, a tak długo niezaznaną pieszczotą mej matki i całego rodzeństwa.
Już dzień dobry był, kiedy rzuciłem się ubrany na łoże, aby się przespać trochę; i owo miałem sen ciężki i groźny, jakby ostatnie przypomnienie mej