Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— My się już znamy, Mości oficerze!
Patrzę na niego i widzę, że to ten sam junak, co mi tak dokuczył w mojej wyprawie po księdza. Wpatruję ja się w niego uważniej, i poznaję teraz dobrze, że to mój brat, ów Andruś, który dziś urósł już jak dąb i zrobił się chłop duży i mężny. Uśmiechnąłem się do niego tak samo, jak on do mnie i odrzekłem po swojemu:
Versteh’ nix!
— Waćpan dziś naszym gościem, tom mu rad — mówi dalej mój brat Andrzej, pokręcając ciągle wąsika — ale już tego przenieść nie mogę, aby Waćpanu przecie nie wymówić, żeś mi dziś rano nie całkiem czystym fortelem wyrzucił szablę z ręki!
Ja zaś znowu na to:
Versteh’ nix!
Wtedy Andrzej obraca się do Rotnickiego i mówi:
— Panie Justynie, powiedz, proszę, temu Ferszteniksowi, że chociaż mu się ze mną udało, to jeno do razu sztuka, i że przecieżbym się nie bał pójść z nim raz jeszcze na gołe łby i spróbować się na pałasze!
Siedziałem dotąd spokojnie na krześle, a teraz powstałem i ozwałem się do Rotnickiego po niemiecku:
— Panie oficerze, a co z nami będzie?
On na to odszedł od swojej panny, a mojej siostry Hani, i odparł:
— Jeżeli taka wola Waćpana, to możemy jechać...