Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umilkł, i jeszcze przenikliwiej w oczy mi popatrzył. Skonsternował mnie niepomału Rotnicki; stałem jak malowany, i nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Człowiek zardzewiał w tem wojsku pruskiem, zdziczał na wojnie i w ustawicznym kampamencie; o miłosnych sentymentach sercu się i nie śniło, a o romansach żołnierskich już chyba nie wspominaj! Czasem tam jakieś piękne oczęta zagadały do biednego żołnierza, zaglądnęły głęboko, gdzieś aż na dno serca, i tęskno się robiło wtedy i rzewnie, i już się nieraz dusza wyraźnie rwała do owych ocząt, a myśli dziwne się marzyły o jakiemś szczęściu nieznanem — ale trąbka zagrała na apel, zawołano Marsch! Marsch! i ot zostały za górami i lasami: i oczy piękne i budzący się afekt, i marzenie serdeczne, a człowiek szedł dalej za komendą i za twardą dolą żołnierską... Ale to nie była miłość, jeno jej pożądanie jakoweś tęskne a niewyraźne. Mimo to umiałem uczuć to, co mówił Rotnicki, i odpowiedziałem:
— Mów Waćpan, o co idzie, a może ja potrafię wyrozumieć szlachetność jego afektu...
— Boję się tylko, panie oficerze, — rzecze tedy Rotnicki — ażebyś tego nie wziął za romansową płochość, i jako stateczny człowiek nie zganił mi tego w tej ciężkiej chwili, w której się znajduję. Przyjdzie konfirmacja, czy nie przyjdzie, w ręku to Boskiem, ale zawsze już mi lepiej o śmierci myśleć, niż na łaskę się spuszczać. Z łaski Waćpana otrzymałem pocieszenie kapłańskie, a jeśli na to przyjdzie, aby już ginąć koniecznie, to ufam Bogu, że nie będę truchlał przed waszemi muszkietami, ale męż-