Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

180

afektem i nad życie swą pannę miłował, więc też domyśleć się mogłem, w jakiej boleści a desperacji znajdować się musi; umyśliłem przeto żal i urazę zapominając, odwiedzić go w tem smutnem uciśnieniu, ale nigdy go w domu zastać nie mogłem, bo swej chorej narzeczonej, jak mi powiadano, dniem i nocą nie odstępował. Zaraz mi to wpadło na myśl, czemu też Aksamicki w tak ciężkiej przygodzie nie uda się o pomoc do owego Zapatana, w którego naukę lekarską ja sam mocno wierzyłem, ale powiedziano mi, że Zapatan, jakby nieszczęście chciało, znikł gdzieś ze Lwowa i dopiero za tydzień wróci. Aksamicki jak szalony biegał co godzina prawie od chorej do owego domostwa, w którem Zapatan mieszkał, ale cudzoziemca jak nie było, tak nie było. Po kilku dniach spełniło się nieszczęście; stało się snać według Bożej woli; biedna dzieweczka umarła...
Dotąd mi się serce żalem ściska, kiedy sobie wspomnę na ową boleść, a desperację, a srogą katuszę biednego Aksamickiego. Zmienił się do niepoznania, twarz mu wychudła i jakoby biała chusta pobladła, oczy strasznie się zapadły, a ogniem się takim paliły, jakby w obłąkaniu lub gorączce. Siedział przy zmarłej, słówka do nikogo nie mówiąc, jakby nic nie słyszał i nic nie widział dokoła. Nieruchomy, a jakby martwy patrzył ciągle w nadobną twarz swej panny, której śmierć urody nie odjęła, wdzięczność słodką zostawując na białem licu. Myśmy go koniecznie od umarłej wywieść chcieli, gwałtem go z sobą biorąc, ale się nie dał ruszyć