Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

176

nie wąskiego kształtu, obłożonego dokoła najrozmaitszemi księgami, a flakonami, a dziwnemi jakiemiś narzędziami i sprzętami. Gdy mnie zobaczył, porwał się od stołu i skonsternował trochę, z nieśmiałością i wstydem mnie witając.
— Panie Aksamicki — ozwałem się na wstępie — jako rotmistrz aresztem Waćpana w kwaterze wziąć kazałem, bo się oficerskiem sumieniem świadczę, żem nie mógł inaczej, i że tybyś sam w podobnym wypadku inaczej sobie nie począł; jako przyjaciel zaś i brat życzliwy sam do Waćpana przychodzę, aby mu kompanji w areszcie dotrzymać. Ale widzę, że niewiele ci się kompanja moja przyda, bo w księgach po uszy siedzisz i jak astrolog wyglądasz. Jakiemże to czytaniem tak miłem Waćpan się zabawiasz, że aż o służbie zapominasz?
Rzekłszy to, pocznę oglądać te rozmaite srogie foljały, a uważam przytem, że się Aksamicki uśmiecha, jakoby we mnie profana niegodnego oglądał. Dziwne to były księgi, a każda miała tytuł zawiły, jakoby sfinksowe enigma. Owo na jednej wyczytałem De quinta Essentia, na drugiej Aurora philosophorum, a dalej były tam takie dziwaczne intytulacje, jak: Philosophia occulta, Thesaurus thesaurorum i tak dalej. Na stole, przy którym Aksamicki pisał, leżała jakaś okrutna księga czarna, czyli manuscriptum pergaminowe, najdziwniejszemi charakterami zapisane.
— A owo co za monstrum czarnoksięskie? — pytam, śmiejąc się.
— Gdybyś Mości rotmistrzu wiedział, co jest