Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

174

przejęły, i obaj w dreszcz i pot zimny jakby w febrę popadli...
Ja tego wszystkiego, choć się nasłuchałem dużo, rozumem moim nie dochodziłem, ani też o tem wiele nie myślałem, bom miał siła kłopotu i trudu w mojej funkcji żołnierskiej, gdy do wszystkiej pracy, którą około własnej chorągwi miałem, włożył na mnie pan generał Korytowski jeszcze i to, że mnie instruktorem a wice-komandjerem całego garnizonu lwowskiego nominował, sam sobie tylko kontrolę zostawując. Mój Aksamicki tymczasem, jako pragnął tak i zrobił, i snać się z tym czarnym kawalerem zaprzyjaźnił, a ciągle do niego biegał, nieraz tam całemi nocami przesiadując. Daremnie go przestrzegałem, nic wszystko nie pomogło, i przeczuwałem, że takowa przyjaźń na dobre nie wyjdzie. Jakoż zmienił się chłopiec ogromnie; z wesołego towarzysza stał się frasobliwym a ponurym; bywało całemi dniami do nikogo słówka nie przemówi, a w kwaterze swojej się zamyka. Jak dawniej zawsze pilnym a statecznym był oficerem, tak teraz w aplikacji się zaniedbał, służbę źle pełnił, a ja, com w nim pierwej miał trzecią rękę i pomoc prawdziwą, strofować go teraz musiałem.
Frasunku mi ten Aksamicki wiele przyczynił, bo gdyby mi nie był przez ojca jak starszemu bratu rekomendowany, i gdybym go też prawdziwie braterskim afektem nie miłował, jużbym był snadno radę znalazł na niego, i szukałbym nań sposobu nie w sercu i przyjaznych sentymentach, ale w animadwersji artykułów wojskowych. Ale tak srogim dla