Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

170

Zasiedliśmy do stołu, i wtedy zauważyłem, że Zapatan żadnej potrawy się nie tknął nawet. Jakoż i teraz i potem, przez cały czas pobytu tego dziwnego cudzoziemca we Lwowie, nikt go nigdy nie widział jedzącego, a komuś co go o rację takowej wstrzemięźliwości pytał, tak odpowiedział:
— Tego, co wy jecie, ja nie chcę, a tego, czem ja się żywię, wybyście pewno nie jedli...
Pan starosta Mniszech, znawca i amator wielki klejnotów, nie spuszczał z oka dużej, przedziwnej spinki brylantowej Zapatana, i nie mógł tego przenieść, aby mu tego komplementu nie powiedzieć, że takowej wielkości i czystości kamienia nie zdarzało mu się widzieć, i że niechaj mu wybaczy, iż tak tę osobliwość ogląda, bo się jej naadmirować nie może. Wkońcu zapytał go, jak sobie tę spinkę ceni?
Zapatan uśmiechnął się tylko i odpowiedział, że nie wie, bo ją darunkiem dostał. I nuż pocznie opowiadać cudowną historję, jakim kształtem on w posiadanie tego brylantu przyszedł, jakie mu bajeczne fortuny rozmaici monarchowie Europy, a między innymi i Padyszach Jegomość ofiarowali, i jakie są kabalistyczne i czarodziejskie tego klejnotu cnoty.
Owoż prawić począł, jako on przed trzydziestu laty poznał się w Persji z Nadyr-Szachem czyli Kuli-Kanem, owym sławnym księciem, o którym takowe cudowne historje sobie w moich czasach opowiadano, jako z tym Nadyr-Szachem odbywał wojnę przeciw Wielkiemu Mogułowi Indji, jako w stołecznem mieście Delhi cały ów nieprzebrany