Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

154

tymczasem przystąpiłem do nieznajomego i pytam go po niemiecku, czy tym językiem mówi, bom francuskiego nie znał, a w łacinie nie byłem bardzo biegły. Odpowiedział mi na to dość płynnie po niemiecku, ale akcentem jakimś dziwnym. Wtedy ja mu mówię:
— Mam honor Waćpanu prezentować się jako Narwoj, rotmistrz chorągwi, do której ów człowiek należy, i za miły obowiązek poczytuję to sobie, podziękować Waćpanu za ową prawie cudowną pomoc, którą żołnierzowi mojemu dałeś.
Nieznajomy zlekka kapelusza uchylił, i tak odpowiedział:
— A ja jestem Conte Zapatan, i choć rad jestem, że komuś w przygodzie pożytecznym być mogę, to znowu nierad jestem, że mi za taką bagatelkę dziękują. Nie Waćpan mnie, ale ja tej małej przygodzie wdzięcznym będę, jeżeli mi ona da sposobność spędzenia tego wieczora w gronie Waszmościów, moi panowie oficerowie.
I tu się nam wszystkim dokoła ukłonił, a w tej chwili i ów szpetny towarzysz jego, kruk duży, w skokach ku nam przybieżał, a na stół podleciawszy, śmiać się począł śmiechem okrutnym a zgrzytliwym, wołając:
— Arrabet! Arrabet! Zapatan!
Podróżny uderzył szpadą po głowie ptaka, aż trzasło, i mówił dalej:
— Widzę, że Waćpanowie odwagi swej żołnierskiej na tutejszem winie próbujecie; czy pozwolicie, abym się w wasze towarzystwo butelką wła-