Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

152

twarz mu obmył, a potem wydobył z kieszeni flaszeczkę z płynem jakimś. Była to flaszeczka wąziutka a malutka, jak mały palec, a znajdowało się w niej fluidum takowej gorącej a żywej barwy czerwonej, jakiej mi się nigdy oglądać nie przytrafiło. Z tej małej flaszczyny puścił on kilka kropli do ust dragona, wpierw mu zęby ściśnięte gwałtownie otworzywszy, a potem odstąpił na bok i rzekł:
— Jutro pomaszeruje dalej, albowiem zdrów już jest.
Nie bardzom tym słowom dowierzał, za szarlatańską przechwałkę je mając, więc zbliżyłem się znowu do biednego dragona, a ukląkłszy, przypatrywać mu się począłem, ażali jakie znaki życia daje. Ale oto ku zdziwieniu memu i radości widzę, że żołnierz lekko a spokojnie oddychać poczyna, że oczy otwiera i patrzy.
— Kurowski! — wołam, bo tak się ów pocztowy nazywał — a jak tobie?
— Dobrze, Mości rotmistrzu! — odezwał się dragon głosem silnym, i chciał się przez respekt a subordynację podnieść nawet na nogi, tak że go siłą przytrzymać musiałem.
Tymczasem nieznajomy podróżny, dobywszy dwa puzderka, z której jedno białe z kości słoniowej, a drugie czarne jakoby z hebanu najprzedniejszego było, oba otworzył i prędko jakąś kunsztowną a misterną lampkę zapalił, z której, choć malutka bardzo, zaraz okrutnie duży a żywy płomień niebieski buchnął. Tak zaczął jakieś ingredjencje z przeróżnych puszek dobywać i w drobnym tygielku to