Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
139

ludzie z szachownicy, trzy dni przodem wysłani, naprzeciw mnie bieżą, a lamentują i skarżą, jako nietylko ani jednego źdźbła siana dla koni i jednego kęsa chleba dla chorągwi zaasekurować nigdzie nie mogli, ale ano i sami nic nie jadłszy, a pod bożym namiotem kampowawszy, z głodu i zimna przymierają.
Idź do jednej wsi, szlachcic woła: «Mijaj Waćpan; mam libertacją!» — idź do drugiej, szlachcic protestuje, jako ma libertacją od wszelkiej kwatery i wojskowego ciężaru. I ten ma libertacją, i tamten ma libertacją, i ów ma libertacją — miły Boże! — a czem dragona i konia nakarmisz, boć oni od głodu i ludzkich potrzeb nie dostali ani od Króla Jegomości, ani od wojskowej komisji libertacji!...
Proś, groź, sumituj się pokornie — za nic to wszystko, bo owo pan szlachcic na wszystkie onera wziął libertacją. Trzymajże teraz żołnierza kupą, aby w łotrostwo się nie rzucił, a i sobie nie wziął od rygoru a uczciwej karności libertacji. Siła mnie to kosztowało, aby ludzi moich od gwałtów powstrzymać, a siebie samego w pasji miarkować, bo cię pan brat szlachcic nieraz i grubem słowem poczęstował i despekt wyrządził. Płacę wszystko uczciwie, i to nie pomaga, i kieską i dobrem słowem ich nie ugłaskasz; przenocować ci nie dadzą. Trzeba sobie było radzić — to też wkońcu, nie pytając wiele, a na ordynans własny bacząc, musiałem mocą to rekwirować, co mi po miłej woli dać nie chciano. Owoż i wrzask i hałas okrutny, a przegróżki i skargi do komisji wojskowej.