Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

136

ćwiczoną w rzemiośle żołnierskiem, że byłbym się nią nie powstydził przed dawnym obersztem moim, grafem Koggeritzem, a nawet przed samym królem Jegomością Fryderykiem. Na dobre to wyszło później, bo kiedyśmy na hajdamaki wyszli, nie raz i nie dwa razy chorągiew moja łotrostwo poskromiła, nietylko mężnie, ale z wszelaką wojskową regularną precyzją sobie poczynając, a kiedy bywało panowie Towarzystwo i lekkie pułki przedniej straży tył podawać musieli lub srodze byli turbowani, dragoni moi wszystkich salwują i między opryszkami rum robią, sami nie ponosząc dużego szwanku.
Bywało panowie Towarzystwo pancerne i Husarja z wielkim animuszem i okrutną fantazją natrą, kupą gęstą bieżąc i tumult a okrzyk wielki czyniąc — ale gdy się tego hajdamactwo nie ustraszy, a impet na impet nasadzi, dawaj w rozsypkę iść, a mieszać się, a nawet — na despekt to nam nieraz było — nędznie umykać; zaś dragoni moi, gdyby mur plac trzymają, z konia w lot zsiądą, ogniem plutonowym sypią lub w bagnety pójdą, a cichutko i sfornie, jakby machiny, jeno komendy nadsłuchując... Ale o tem potem jeszcze.
Dwa lata w Warszawie lub pod Warszawą z szwadronem moim stałem, i na elekcję króla Stanisława Augusta patrzyłem. Po tym czasie otrzymałem ordynans, ruszyć z Warszawy, a do Lwowa maszerować, jako że stamtąd pan generał Korytowski, komendant tego miasta, piechotę swą do Kamieńca oddawszy, bardzo a bardzo o augmentację garnizonu upraszał. Daleka to była droga dla mnie, i daleka