Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

imię. Znaczy to Ziemia, a jednocześnie Wolność... Czy pan lubi Wagnera?
I, nie czekając odpowiedzi, dodała po hiszpańsku ze swym akcentem kredki:
— Proszę mnie nazywać „wdówką“. Biedny doktór zmarł wkrótce po powrocie naszym do Europy.
Następnie podążyli we troje na stację: pociąg do Paestum już odchodził.
Po obu stronach toru krajobraz się teraz zmienił. Pociąg szedł poprzez tereny błotniste. Po grzązkich łąkach przechadzały się, przeżuwając, stada bawołów, potężnych, jakby toporem ciosanych stworzeń.
Wysiadłszy w Paestum, troje podróżnych udało się ku ruinom. Minęli bramę Syreny, resztkę niegdyś obwarowań miejskich, i szli drogą, wzdłuż której ciągnął się mur z odłamków starożytnych głazów i kolumn. Nagle pojawiły się wspaniałe szczątki umarłego miasta, świątynie o harmonijnych proporcjach.
Było ich trzy, a ich wyniosłe kolumny zdawały się być masztami statków, zatopionych w zieleni. Doktorka z przewodnikiem w ręku wskazywała je z dostojnością uczonego: to była świątynia Neptuna, tamta Cerery a ta wreszcie bez żadnych zresztą uzasadnień nazwana została Bazyliką.
Wielkością, trwałością i wdziękiem przewyższały budowle rzymskie. Może Ateny ze swym Akropolem równać się mogły z temi świątyniami w najczystszym stylu doryckim. W świątyni Neptuna wznosiły się wysokie, potężne kolumny, równie zwarte jak drzewka w szkółce: olbrzymie słupy kamienne, na których wspierała się jeszcze wyniosła tabulatura z wydatnemi gzymsami i trójkątnemi frontonami z dwu fasad. Kamień był tej barwy lekkoróżowej, jakiej nabiera w krajach pogodnych, gdzie słońce go złoci wedle woli, a ciemna patyna deszczów nie niweczy jego dzieła.