Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W pół godziny potem Ulises wstał z ławki, zmęczony widokiem surowej nieruchomości ruin. W ulicy Term zwiedził ponownie dom tragicznego Poety; następnie zaczał podziwiać dom Pansy, największy i najbardziej zbytkowny z całego miasta. Pansa ów był widocznie najwybitniejszym z mieszkańców Pompei. „Xystos“, ogród poza domem, obsadzono na nowo cyprysami, wawrzynami i klombami róż.
Idąc wzdłuż muru, okalającego ów ogród, Ferragut spotkał znowu te panie. Przez kratowane drzwi przyglądały się kwiatom. Młodsza, mówiąca po angielsku, zachwycała się purpurowemi różami, okalającemi piedestał, na którym stał jakiś stary faun.
Ulisesa porwała niepohamowana chęć wydania się nieustraszonym a rycerskim. Chciał rozbudzić w owych paniach ciekawość teatralnym hołdem, zwrócić na się uwagę ich jednym z tych gestów śmiałych, a pełnych galanterji, jakie przydarzają się często Hiszpanom na obczyźnie. Przywykły do wspinania się po masztach, Ulises jednym skokiem przesadził mur ogrodowy. Obie panie krzyknęły, ze zdziwienia: widowisko było dla nich niezwykłe. Starszej zwłaszcza dech w piersi zaparło. Mieszkała niewątpliwie zazwyczaj w kraju dyscyplinowanym, gdzie wszelkie zakazy były ściśle przestrzegane. W pierwszej też chwili miała ochotę, jak się zdawało, uciekać, bojąc się, by jej nie wzięto za wspólniczkę tego nieznajomego. Młodsza uśmiechała się tylko; a widząc powracającego kapitana omal nie klasnęła w ręce, jakby z zachwytu nad owem lekkomyślnem zuchwalstwem gimnastycznem.
Marynarz, biorąc je za Angielki, w tym też języku się do nich zwrócił, podając im dwie róże, trzymane w ręku. Były to kwiaty dość zwykłe, a tylko tysiącletnie mury, sąsiedztwo domu, jaki Pansa wystawił za czasów pierwszych cezarów,