Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
FREYA.

Nazwisko Ferraguta zaczynało się stawać słynnem śród kapitanów w portach hiszpańskich. Popularność tę w słabym stopniu tylko zawdzięczał Ulises swym dotychczasowym przygodom. Wilcy morscy wszyscy niemal bez wyjątku ocierali się przecież o największe niebezpieczeństwa; wobec Ulisesa jednak przejmowało ich owo instynktowne uczucie poszanowania, jakie wpaja ludziom energicznym a prostym umysł, o którego wyższości są przekonani. Czytując samym zaledwie książki niezbędne dla swego zawodu, z podziwem mawiali o licznych dziełach, wypełniających kajutę Ferraguta, których znaczna część dotyczyła przedmiotów, jakie się im wydawały tajemniczemi. By podnieść jeszcze autorytet swego kolegi, niejeden z nich posuwał się aż do twierdzenia:
— O, to człowiek niezmiernie uczony... Nie dość, że jest marynarzem, jest on prócz tego adwokatem.
Majątek jednał mu również ogólne poważanie. Był on jednym z poważnych akcjonarjuszy towarzystwa okrętowego, dla którego pracował. Koledzy z przesadą, pełną dumy, obliczali bogactwa jego matki: posiadać miała, ich zdaniem, miljony.
Na wszystkich statkach, pływających pod flagą hiszpańską, bez względu na ich port macierzysty, bez względu na to, skąd pochodziły ich załogi, Ulises napotykał wszędzie przyjaciół.