Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z jękiem niemal zaprotestowała przeciw temu przypuszczeniu, a ręce jej zawarły się w uścisku dokoła szyi Ulisesa. Głowa jej schyliła się ku niemu, jakby szukając ukrycia w jego ramionach. Wilgotne jej wargi przywarły w pokorze jakby do ust marynarza, którego brodę zwilżyła rosa łez.
I nie powiedzieli sobie już nic więcej.
Gdy w kilka tygodni potem Ulises oświadczył matce, że prosi ją o rękę bratanicy, dońa Cristina uczyniła naprzód ruch, jakby chcąc protestować. Marzyła o świetniejszym ożenku dla syna; wahanie jednak nie trwało długo. To nieśmiałe dziecko może najlepszą będzie towarzyszką życia dla jej syna. Cinta pozatem była przygotowana, od dziecka bowiem wiedziała, co to jest być żoną marynarza... Żegnaj więc, profesorze!
Pobrali się. Poczem Ferragut, niezdolny do trawienia życia w bezczynności, znów się puścił na morze, tym razem jednak, jako pierwszy oficer na statku transatlantyckim, krążącym regularnie pomiędzy Hiszpanją a południową Ameryką. Dla Ferraguta równało się to urzędowaniu w jakiemś pływającem biurze: odwiedzał wciąż te same porty, załatwiał wciąż te same sprawy. Matka się cieszyła ze wspaniałego uniformu syna. Cinta oczy miała wiecznie utkwione w rozkłady jazdy statków. Wiedziała napewno, że po dwu miesiącach ujrzy go znów, obładowanego egzotycznemi podarkami.
Po dwakroć zrzędu za jego powrotem oczekiwała na przystani, wypatrując zdala czapki ze złotym galonem i błękitnej kurtki śród tłumu pasażerów, uradowanych z przybycia do Europy.
Za następnym razem dońa Cristina skłoniła młodą małżonkę, by pozostała w domu, obawiając się, że wzruszenie i potrącania ciżby zaszkodzić mogą przyszłemu jej macierzyństwu. Następnie za każdym powrotem Ferragut oglądał syna swego w coraz-to nawej postaci: naprzód był to zwój batystów i koronek na ręku odświętnie przyodzia-