Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szukiwania po domach, pragnąc odnaleźć paki towarów, przyniesione przez przemytników. Trzebaż było widzieć wówczas, do jakiej amazonki te zdolne były energji. Wykazywały one chytrość dzikich w przenoszeniu ze schowka do schowka zakazanych towarów.
Gdy zaś strażnicy celni, domyśliwszy się wreszcie, gdzie paki ukryto, szli na cmentarz, — znajdywali już jeno puste mogiły. I tylko na spodzie, śród spróchniałych napół czaszek znajdywali jeszcze po garści cygar. Komendant nie śmiał dokonywać rewizji w kościele. Nie dlatego zresztą, by ojca Mosena Jordiego uważać miał za najzupełniej wolnego od podejrzeń. Przeciwnie, sądził on, że ów święty człowiek najchętniej zezwoli na schowanie tytoniu choćby poza ołtarzem, byleby móc w spokoju oddawać się rybołówstwu.
Ulises w osadzie znalazł przyjaciela. Był to sekretarz magistratu, jedyny człowiek na całą okolicę, który posiadał trochę książek. Traktowany, przez bogaczy z pewną pogardą, poszukiwał towarzystwa chłopca, który, jeden jedyny, słuchał go z zaciekawieniem.
Jak doktór Ferragut, i sekretarz równie ubóstwiał morze Śródziemne. Nie troszczył się wszakże ani o nawy fenickie czy egipskie, ani o tryremy[1] greckie czy kartagińskie, ani o monstrualne galery tyranów sycylijskich, podobne do pływających pałaców, zdobnych w posągi, wodotryski i ogrody. Zaciekawiało go jedynie morze Śródziemne z czasów średniowiecza. I jakby obawiając się zadrapnąć walencką miłość własną młodego słuchacza, nieszczęsny sekretarz rozwodził się w wyjaśnieniach.

— Owa flota, zwana katalońską, nie należała przecież wyłącznie tylko do Katalonji: stanowiąc własność monarchów Aragonji, skupiała w sobie siły wszystkich ich prowincyj nadmorskich. Gdy,

  1. Okręty o trzech rzędach wioseł.