Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wskazywał zdradziecko ukryte skały podwodne. Tu rozbił się transatlantyk włoski, płynący do Bueonos-Aires... Tam dalej zatonął czteromasztowiec z całym ładunkiem... Ulises, wiedzący co do centymetra niemal, ile jest wody pomiędzy szpicem skał podwodnych a stępką jego statku, uważał sobie niemal za punkt honoru wyszukiwać dno najtrudniejsze do żeglugi.
Parowiec był właśnie w niebezpiecznej strefie morza Śródziemnego. Tu bowiem niemieckie okręty podwodne czatowały zdradziecko na konwoje statków francuskich i angielskich, ciągnące pod osłoną hiszpańskich pobrzeży. Dla Ferraguta przeszkody, jakiemi się jeżyło dno morskie, stanowiły najlepszą obronę przeciw ich napaści.
Wkrótce potem na tyle statku przylądek Ferrarius rozwiał się w lekką mgłę na horyzoncie. W oddali ciągnęły się teraz zbocza Mariny, cypel Huertas, port Alicante, cypel Santa Pola. Przed wieczorem „Marę Nostrum“ znalazło się na wysokości cypla Palos i, chcąc go okrążyć, musiało zapuścić się na pełne morze. Skręcić miano następnie na południowy zachód aż do cypla Gata... Nazajutrz „Mare Nostrum“ byłoby w Gibraltarze.
— Tu właśnie — rzekł Ferragut do jednego z oficerów — czyha zazwyczaj nieprzyjaciel. Jeśli nie spotkamy go przed zapadnięciem nocy, to dobijemy pomyślnie do celu.
Statek oddalił się od wybrzeża; ledwie teraz było widać niską i płaską linję brzegu. Tylko na przedzie rysował się wyraziście ostry grzbiet cypla, wyłaniający się z wód na kształt wyspy.
Na pokładzie pojawił się Caragol z tacą, na której stały dwie filiżanki wonnej kawy. Za żadną cenę nie odstąpiłby któremukolwiek z kuchcików zaszczytu usługiwania kapitanowi, gdy ten się znajdował na pokładzie.
— Cóż myślisz o naszej podróży, stary? — zapytał wesoło Ferragut, sięgając po kawę. — Dobijemy szczęśliwie?