Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

krokiem bogini łowów, poglądając coraz w oczy, wpatrujące się w nią nieruchomo. Łudząc się, iż jest triumfatorką, szła naprzód, dumna i spokojna; miało się wrażenie, że dokonywa przeglądu oddziałów honorowych.
— Do djabła! co za wzięcie! — wykrzyknął jakiś młody oficer poza adwokatem, podziwiając, niezmącony spokój Frei.
Skoro podeszła do słupa, odczytano jej wyjątek z wyroku: powiadomiono ją, iż sprawiedliwości stanie się zadość.
Jedynem wrażeniem, jakie to wywarło na Frei, była obawa, by trąbki i bębny grać nie przestały. Ale grały wciąż i bojowe ich dźwięki zagrzewały ją nakształt szlachetnego wina.
Pluton — dwanaście karabinów — wystąpił z szeregu. Dowodził nim podporucznik o jasnowłosych wąsikach, mały i drobny. Freya patrzyła nań przez chwilę; wydał się jej pociągającym; chłopak jednak unikał jej wzroku. Gestem teatralnej królowej odrzuciła białą chustę, jaką chciano jej przesłonić oczy. To zbyteczna! Siostry miłosierdzia odsunęły się od niej na zawsze. Poczem dwóch żandarmów poczęło wiązać ją do słupa, o który wspierała się plecami.
„Powiedziano mi, — ciągnął dalej opowiadający — że, chcąc mnie pozdrowić, skinęła jeszcze ku mnie ręką, nim ją przywiązano. Alem nie dojrzał tego. Jużem nie mógł patrzyć. Było to zbyt przejmujące!“
O tem więc, co się działo następnie, dowiedział się od świadków naocznych. Trąbka i bębny grały wciąż. Freyą, niesłyłchanie blada, uśmiechała się ciągle, jakgdyby była pijana. Pióra jej kapelusza falowały miękko w lekkim powiewie przedświtu. Gdy wzięto karabiny do oka z odległości ośmiu metrów i wymierzono je prosto w serce, wówczas dopiero ogarnęła, jak się zdawało, całą okropność rzeczywistości. Krzyknęła, oczy jej wyszły