Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Adwokat wysiadł z samochodu na wielkim terenie zarosłym trawą; stały tam już w szeregach dwie kompanje piechoty. Inne samochody nadjechały na kilka chwil przedtem. Z grupy osób, które już wysiadły, wyszła Freya, zostawiając za sobą siostry miłosierdzia i eskortujących ją, funkcjonariuszy.
W świetle jutrzni, błękitnawem i zimnem, jak błysk stali, rysowały się dwie grupy ludzkie, rozdzielone szerokiem przejściem, w końcu którego widać było słup, wbity w ziemię. Nieco opodal stała para koni, zaprzężona do ciemnego woza, i paru czarno ubranych ludzi.
W chwili pojawienia się Frei padła komenda i ozwały się nagle bębny i trąbki żołnierskiej orkiestry. Szczęk suchy karabinów: to żołnierze sprezentowali broń. Posłyszano pieśń chwały, witająca zazwyczaj głowę państwa, generałów, sztandary... Był to hołd na cześć majestatycznej, surowej sprawiedliwości, hymn na cześć nieubłaganej ojczyzny... Szpiegini zrozumiała to niezwłocznie, wnet jednak chciała wmówić w siebie, że to ją właśnie przyjmują tak triumfalnie. Witana przez trąbki i przez bębny, Freya przeszła przed szeregami karabinów z majestatem królowej.
Ogarnęło ją uczucie niezmiernie podobne do tego, jakiego doznawała niegdyś, gdy ją oklaskiwano w teatrze... Ludzie ci wstali po nocy i przyszli tu dla niej tylko. Dla niej dzwoniły spiże i grzechotały bębny... Karność wojskowa mogła była przydawać twarzom wyraz poważny i zimny, niemniej przecież Freya była przekonana, iż ludziom tym się podoba: w nieruchomo utkwionych w nią oczach domyślała się błysków pożądania. Obawa śmierci rozwiewała się pod pieszczotą tych ułud chwały. Niech-że się zachwycają nią ci żołnierze zwycięscy, oddający jej dziś najwyższe honory! Czuła, że powinna być szczytną, że powinna umieć polec pięknie, jak się ginie w świetle kinkietów teatralnych. Szła pewnym