Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z rodziną w Cabańalu, ohydnej miejcowości nadmorskiej, pociętej cuchnącemi kanałami. Dzieciak wskutek przepracowania w szkole blady był i niedokrwisty. Stryj, oświadczając, że zrobi go silnym i zwinnym nakształt delfina, zdołał uporem wreszcie wyrwać go matce.
Ulises, przybywszy po raz pierwszy do domu doktora, począł się przedewszystkiem zachwycać trzema fregatami, zawieszonemi u sufitu w jadalni: były to trzy cudowne statki, którym nie brakło ani jednego żagla, ani jednego bloku, ani liny, ani kotwicy, a które pływać mogły po morzu bez względu na niepogodę — z lilipucią załogą.
Było to dzieło dziadka Ulisesa, „ojca“ Ferraguta. Pragnąc wyzwolić synów swych od owej ciężkiej służby morskiej, w jakiej rodzina jego trwała od szeregu wieków, wysłał ich obu na uniwersytet do Walencji, by zostali „panami ze stałego lądu“. Starszy, Esteban, ledwie ukończywszy studja, objął urząd notarjusza w Katalonii. Młodszy, Antonio, by staremu się nie przeciwić, został doktorem: ale zdobywszy ów stopień naukowy, począł pełnić swój zawód na statku transatlantyckim. Ojciec zamknął mu drzwi na morze, dał się więc na morze przez okno.
„Ojciec“ Ferragut spędził swa starość w samotności. Gospodarzył: doglądał kilku winnic, leżących jedna ponad drugą na zboczu nad wybrzeżem morskiem, w pobliżu domostwa. Z synem notarjuszem utrzymywał korespondencję w miarowych odstępach. Od czasu do czasu z owych krain odległych, które stary marynarz śródziemnomorski znał ledwie ze słyszenia, dochodziło słówko jakieś od ulubieńca, od młodszego. Stary długie godziny bezczynności wypełniał dłubaniem w cieniu altany owych stateczków, patrząc na morze jaśniejące a błękitne. Z rąk jego wychodziły zawsze wielkie fregaty o przepysznem ożaglowaniu. Pocieszał się w ten sposób, iż w ciągu całego życia bywał kapitanem jedynie na niezdarnych felu-