Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyrzutów sumienia. Szedł jedynie w danym wypadku za przykładem niemieckich korsarzy. osłaniających się flagą neutralną w celu zaskoczenia z nienacka upatrzonej ofiary. Najprzemyślniejsze, najniecniejsze wybiegi dawnych korsarzy odżyły teraz we flocie niemieckiej.
Statków podwodnych Ulises się nie lękał. Ufał w szybkość „Mare Nostrum“ i w swą szczęśliwą gwiazdę.
— Jeżeli napotkamy okręt podwodny, — rzekł do swego zastępcy, — pragnę tylko, byśmy go mieli przed sobą.
Pragnął wówczas móc rzucić parowiec swój całą siłą pary na okręt podwodny i dziobem ugodzić w jeden z boków.
Morze Śródziemne jednak nie było już tem, co dawniej: kapitan nie znał już wszystkich jego tajemnic; nie mógł pływać po niem z tą samą, co dawniej ufnością. Do kabiny schodził tylko, by się przespać, długie godziny spędzając wraz z Tonim na mostku kapitańskim. Obaj oficerowie rozmawiali. nie patrząc wzajem na siebie: z oczyma utkwionymi w morze, baczyli na najlżejsze falowania błękitnych przestworzy. Wszyscy ludzie załogi, ci nawet co nie byli na wachcie, rozumieli, iż trzeba się mieć na baczności...
Jeśli przypadkiem kapitan dłużej się zasiedział w kajucie, dręczyć go poczynały wnet straszliwe wspomnienia.
— Esteban!... Mój syn!...
I łzy stawały mu w oczach.
Pod wpływem wyrzutów sumienia z wściekłością obmyślał zemsty straszliwe. Wykonać ich wprost nie było sposobu, wiedział o tem wybornie, ale myśli te były mu chwilowem w bólu ukojeniem.
Pewnego dnia, porządkującą papiery, zapomniane w walizie, znalazł portret Frei. Zbudziły się w nim sprzeczne z sobą uczucia, gdy patrzał na