Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wobec niej niższości budziło w Cineie teraz coś naksztalt głuchego gniewu.
— Jużem była postanowiła sobie, — ciągnęła znowu, — udać, że nie wiem o niczem. Miałam ukojenie w synu. Cóż mnie mogło obchodzić, cobyś ty robił?... Daleko byłeś, a syna miałam tu przy sobie... I już go więcej nie zobaczę!... Losem moim będzie teraz osamotnienie, aż do końca. Matką już być nie mogę, wiesz o tem dobrze, chora jestem i nie mógłbyś mi dać drugiego syna... I to ty właśnie, tyś mi odebrał tego, którego miałam!... Pomyśl, że przecież syn twój żyłby, gdybyś był nie został w Neapolu!
Litość brała patrzeć na Ferraguta. Schylił głowę, nie czując się na siłach ponawiać tych nieśmiałych protestów, z jakiemi początkowo zwrócił się był do żony.
— Gdyby tak wiedziała całą prawdę!... — ozwały się w nim wyrzuty sumienia.
Ale na szczęście Cinta nigdy się tego nie dowie; uświadomiwszy więc sobie ową niemożliwość, zniósł w pokornem milczeniu napastliwe jej wymówki. Jak zbrodniarz, którego sędzia, nie wiedząc nic o zbrodniach, skazuje za drobne jakieś wykroczenie.
— Nigdy już nie będę w stanie cię kochać, Ulisesie! Tyś się przyczynił do śmierci mego syna. Żyłby jeszcze, gdyby nie był pojechał, chcąc cię odnaleźć, chcąc ci przypomnieć o obowiązkach twych ojca i męża... Skoro myślę o tem, zaczynam cię nienawidzieć... nienawidzę cię!... Zabiłeś mi syna!... Jedyną pociechą jest mi ufność, iż jeśli masz jeszcze sumienie, to cierpisz bardziej bodaj odemnie.
Po tej okropnej scenie przekonał się Ferragut, że pozostała mu jedynie ucieczka. Już ten dom nie był jego domem; Cinta już mu nie była żoną. Pamięć o zmarłym stawać będzie wieczyście pomiędzy nimi. Miał tylko Ulises jedno już teraz