Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nemi skrzynkami, które wnet fale zwolna poczynały znosić.
U steru goelety hrabia rozmawiał z jednym z oficerów; ów opowiadał o przeprawie przez cieśninę Gibraltarską, jaką statki przebyły pogrążone zupełnie w wodzie, przez peryskopy obserwując tylko patrolujące angielskie torpedowce strażnicze.
— Nie, panie komendancie, — ciągnął dalej oficer, — nie zdarzyło się nam poprostu nic... Podróż mieliśmy wspaniałą.
— Niech Bóg pokarze Anglję! — rzekł hrabia.
— Niechże ją Bóg pokarze! — odparł oficer, jakby odpowiadał: „amen“.
O Ferragucie zapomniano najzupełniej; ci ludzie, biegający po pokładzie, zdawali się go nie znać wcale; paru majtków potrąciło go w pośpiechu. Był poprostu „patronem“ żaglowca, cywilem, gdzieś poza wszelką hierarchją owych wojskowych.
Zaczynał teraz rozumieć w jakim celu powierzono mu komendę na goelecie. Hrabia niewątpliwie wsiądzie na jeden z okrętów podwodnych. Istotnie też Kaledin, jakby sobie właśnie przypomniał o obecności Farraguta, podszedł i wyciągnął doń rękę z koleżeńskiem wylaniem.
— Stokrotne dzięki, kapitanie. Przysługa ta należy do rzędu takich, o jakich się nie zapomina... Być może nie ujrzemy się już nigdy... Gdyby pan jednak kiedyś mnie potrzebował, niechże pan wie, kim jestem.
I, jakby przedstawiając kogoś ze swych znajomych. dodał tonem ceremonjalnym:
— Archibald von Kramer, porucznik okrętu marynarki cesarskiej.
Zresztą tytuł dyplomaty nie całkiem sobie uzurpował: był attache morskim przy wielu kolejno ambasadach.
Poczem udzielił Ulisesowi szeregu wskazówek co do powrotu. Zaczekać powinien na morzu przed portem w Palermo. Przypłynie poń łódka, by go przewieźć na ziemię. Wszystko zostało przewidzia-