Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do niej, zapadając napół ogłupiały w ekstazę i sięgał coraz ku arabskiemu taburetowi, na którym stały butelki.
Freya troszczyła się zawsze skwapliwie o zasób napoi. Marynarz był stale pijany, ową mądrze utrzymaną w mierze opiłością, nie przekraczającą nigdy stanu różanego rozradowania.
Czasami kochankowie jadali na mieście; wówczas w tych samych restauracjach na Pausilippe lub Vomero, gdzie niegdyś błagał o schadzkę bezskutecznie, — puszył się teraz kapitan Ferragut jak paw, prowadząc Freyę pod rękę.
Gdy doktorka była w Neapolu, zapraszała do siebie na obiady swych protegowanych; miało się niemal wrażenie, że to najczulsza z matek gości u siebie córkę swą i zięcia. Jej badawcze oczy zdawały się poprzez szkła sondować duszę Ferraguta, jakby nie ufała jego wierności. Poczem w ciągu posiłku, składającego się z zimnych mięsiw na sposób niemiecki, obficie zakropionych winem, rozczulała się ostatecznie. Miłość była, jej zdaniem, najpiękniejszą w świecie rzeczą, nie mogła też patrzeć na dwoje kochanków bez lekkiej mgiełki rozrzewnienia w oku.
— Ach! kapitanie, niech ją pan bardzo kochał Niech się jej pan nie przeciwi! Niech jej pan słucha we wszystkiem... Ona pana ubóstwia!
W zapale patrjotycznym zaczynała czasem wysławiać czyny bojowe niemieckich statków podmorskich, atakujących na wodach angielskich pokojowe transatlantyki. Freya, bardziej spostrzegawcza, czuła, że opowieści te mocno nie w smak idą Ulisesowi, to też, skoro już byli sami, powtarzała mu niejednokrotnie:
— Nic podobnego nie zdarzy się na morzu Śródziemnem. Mogę cię o tem zapewnić. Statki podwodne atakować będą tylko i wyłącznie okręty wojenne.
I, by zatrzeć wrażenie, jakie rozmowy z dokto-