Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszyscy przyglądali się z zainteresowaniem, gdy zaś zobaczyli, że starszy celi jest przegrany, otrzymując straszne ciosy jeden za drugim, nie pozwolili nam dalej się bić, a ten sam więzień, który kazał mi dać łóżko przy „kancelarji“, krzyknął:
— Ja się zaraz przekonam, czy on naprawdę jest złodziejem, bo bić bije się jak złodziej. Chodź-no tu.
Zbliżyłem się dumnie do stołu; znając prawo więzienne, wiedziałem, że wywołałem dobre wrażenie moją umiejętnością bicia się. Trzeba więc było trzymać się nadal bez obawy.
— O co wam chodzi? — zapytałem otaczających mnie więźniów.
— Mówisz, że jesteś złodziejem, więc jeśli odpowiesz na nasze pytania, będzie wszystko dobrze — Będziesz wtedy należał do naszej „ferajny“, a jak nie, to ci takie „manto“ sprawimy, że bryndza będzie z tobą. Felek, wyciągnij-no z meliny „robaka“ i daj go tu.
Po chwili podano mi kawałek ołówka, a jeden stanął na „ cynk“ przy kratach pilnować, by dozorca nie podejrzał, że jest ołówek w celi, co było surowo wzbronione.
Wszyscy z ciekawością wyskoczyli z łóżek, na których mieli pozwolenie spać w dzień, jako pracujący po nocach, i poczęli przyglądać się mnie i egzaminatorowi, który rysował na ścianie jakieś narzędzie złodziejskie.
Jeden starszy już więzień rzucił uwagę:
— Ty się najpierw spytaj, jakim on jest złodziejem, może on jest doliniarzem, to takich gratów zapewne nie zna.
— Niech rysuje co chce, — zawołałem dumnie.
Wszyscy patrzyli na mnie teraz z zachwytem, a Józek zawołał:
— To jest dobry Żyd, musi też być i dobry złodziej. Całą torbę nam oddał.
— Milcz tam, chamie, nie wtrącaj się do złodziei. Tu „żłoby“ głosu nie mają.
Józek zarumienił się; zapewne zgniótłby jedną ręką tego, co go obraził, ale czując, że tu nie ma swojej bandy, zamilkł i roztworzył gębę, przypatrując się ciekawie rysunkowi.
— Powiedz, co to jest za kawałek, — zapytał mnie egzaminator. — Jak zgadniesz, to ci sam grabę podam.