Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Będziecie musieli przerwać handel pomarańczami.
— Dlaczego, panie komisarzu. Jestem niewinny.
— Może jesteście niewinni, ale znacie wielu, którzy mają grube grzechy na sumieniu. Wybierajcie: albo powędrujecie do więzienia, albo powiecie wszystko o dawnych znajomych.
— Nie rozumiem, czego pan komisarz chce ode mnie. Nie mam nic wspólnego z moimi kompanami. Nie obchodzą mnie. Nie widuję się z nimi.
— Powiedźcie lepej, że nie chcecie nic opowiedzieć.
— O kogo panu chodzi, panie komisarzu?
— Chciałbym wiedzieć, gdzie teraz przebywają Klawy Janek i Krygier?
— Poraź pierwszy słyszę te nazwiska. Daję słowo złodziejskie, że gdy tylko się o czymś dowiem, wnet tu przylecę.
Komisarz zatopił wzrok w twarzy badanego, śledząc za najmniejszą zmarszczką. Chciał go przeniknąć, co knuje i zamierza.
— Widzę, że nie chcesz więcej handlować pomarańczami — rzekł Szczupak.
— Nie, to nie.
Komisarz zwrócił się do posterunkowego:
— Odprowadzić do tej samej celi, a stamtąd do więzienia.
— Za co to mnie spotyka? — zawołał Olek płaczliwym głosem. — Jestem niewinny!
— Dlatego, że nie chcesz powiedzieć prawdy. Ale ja już ci rozwiążę język.
Olek przez chwilę jakby się namyślał.
— A gdy powiem, puści mnie pan?
— Odrazu. Tylko prawdę proszę mówić!
— Opowiem tylko o tym, co mi jest wiadome — rzekł Olek zrezygnowany. — Przepadło. Wolność cenię wyżej od kompanów. I szkoda mi zostawiać dla innych