Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/597

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogę! Patrzcie ją, psia matka! Ja sama sobie nieraz od gęby odejmuję, żeby dzieciska głodem nie marły, a ta psom strawę wynosi! Jaka mi miłosierna!
— Matulu! on taki chory i głodny! Pani nie kazała mu jeść dawać...
— A tobie co do tego? Czy to twój pies? Żebyś mi nic nie wynosiła!
Hanka tym razem nie mogła jakoś usłuchać matki, taka ją żałość brała nad biednem psiskiem. Codzień zanosiła mu coś: to chleba kawałek, który sama dostała, to parę kartofli. Mało co jednak mogła zachwycić, bo ją pilnowali.
Jednego dnia nie miała mu czego zanieść. Chleba nie było w domu ani kawałka. Z reszty mąki matka na obiad ugotowała zacierki. Zjedli co do odrobiny; w garnku zostało trochę tylko polewki.
— Zanieś to do chlewka i pokraś żarcie świniakowi — powiedziała matka.
Hance oczy zabłysły; pochwyciła garnek i szybko wybiegła z chałupy.
— Świniak może dziś jeść i niekraszone — pomyślała, a ten mój biedaczysko niech się choć tem posili.
Ledwie jednak przybiegła do Zagraja i postawiła mu polewkę, kiedy matka nadeszła. Odgadła jej myśli — śledziła ją chyba.
— Tak to ty robisz? Zamiast karmić prosiaka, psa obcego karmisz! Czekaj-no, dam ja ci psa!
Ułamała pręt z płota i w gniewie uderzyła nim parę razy Hankę po plecach. Dziewczyna nie krzyczała nawet, przyjęła karę w milczeniu, tylko Zagraj zawarczał, pokazując zęby.
Kobieta podniosła pręt na niego, ale Hanka pochwyciła ją za rękę.
— Matulu, mateńko moja, nie bijcie go! Widzicie, on taki biedny, taki chory! Już dziś nawet i polewki jeść nie chce.
Kobieta popatrzyła na psa i żal ją ogarnął.
— Biedne psisko! Taż to zdechnie z głodu! Psiawiara i taka pani! Na gości, na stroje, na wyjazdy za granicę to ma, a na wyżywienie starego psa, który jej całe swoje życie wiernie służył, to już jej nie stać!
— Trzeba go będzie wziąć do domu, niechaj tam! toć się to jakoś wyżywi. Pójdź, Zagraj, pójdź, psisko!
Ale Zagraj nie ruszał się z miejsca; spoglądał tylko na nią ponuro, oczy dziwnie mu błyszczały.
— Nie ma siły — powiedziała fornalowa, może on spragniony, i dlatego jeść nie chce... Biegnij-no i przynieś mu wody.
Zagraj, jak tylko spostrzegł wodę, wstrząsł się cały i zakręcił się w kółko.
— Jezus, Marja! wściekły — wrzasnęła fornalowa. Porwała dziecko za rękę i co sił uciekała ku domowi.
Zagraj popatrzył za niemi, potem zawrócił i zrazu zwolna, potem coraz szybciej, jakby cudem jakimś odzyskując siły, popędził na pole; i odtąd już go Hanka więcej nie widziała. Opowiadali tylko ludzie, że pokąsał dwa psy i parę sztuk pańskiego bydła, które trzeba było wystrzelać. Chłopi zabili go kijami.
Pod wieczór smutna Hanka poszła zajrzeć przez płot na pańskie podwórze i słyszała jak pani strasznie się gniewała na ludzi, że to przez ich niedbalstwo stała się taka szkoda. Czemu psu pozwolili się włóczyć koło domu, kiedy ona kazała go ze wsi wypędzić.
Hanka pokiwała głową, otarła łzy fartuszkiem, i smutniejsza jeszcze wróciła do domu.

Warszawa.Zuzanna Zajączkowska.




585