Strona:Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891).pdf/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dami całowiekowych linji granicznych, zmian, cierpień, tęsknot, strat i zawodów, i rzekłam po chwili:
— Tem większą jest zasługą zachować śród przeciwności pogodne czoło.
Odtąd był dla mnie przedmiotem serdecznej uwagi, tem rzewniejszej, że dni jego zwolna zbliżały się do kresu i że każdy z nich miał cenę pożegnania.
Wzywał mnie czasem do pomocy przy porządkowaniu dawnych papierów, kazał odczytywać sobie dawne swoje mowy i pisma i wpisywać poprawki i zmiany, które czynił do następnych wydań. Wtedy to widziałam spokojne, świadome celu, rozmyślne przygotowanie się do wielkiej podróży... do śmierci! Dla mnie, młodej, był to widok niezwykły i imponujący! To codzienne w formie rozkazow, poleceń, urządzeń, upomnień, krzątanie się jak około wyjazdu pewnego i blizkiego, miało w sobie coś wielkiego i jest jednem z silniejszych wrażeń z owej chwili.
Książę chodził, pracował, wyjeżdżał, łączył się z towarzystwem domowem i chętnie przypuszczał do siebie gości, interesował się wszystkiem, wsłuchiwał się wytężonem uchem i sercem w każdą wieść z kraju wstrząsającą podówczas, a jednak gasł i dogasał widocznie.
Lekarze zalecili świeże powietrze i 20 czerwca wyjechaliśmy do zamku Montfermeil, parę mil od Paryża na koleji strasburskiej położonego, tuż przy stacji Gagny.
Cała rodzina wyjechała już zrana, aby przygotować przyjęcie i oczekiwać na miejscu, po południu zaś zaszła poczwórna kareta, którą książę, z nieodstępną przy swym boku córką, miał odbyć podróż nie daleką.
W tej uroczystej chwili wyjazdu patryjarchy rodziny z domu, do którego już nie miał wrócić za życia, Hotel wydał mi się dziwnie opustoszałym.. Pozostali domownicy i słudzy wybiegli na pożegnanie z tajoną żałością i łzą w oku; dobry pan i opiekun żegnał z czułością każdego, smutna powaga i życzliwość była na obliczu jego... Przed samą podróżą wypił kieliszek starego wina z piwnicy króla Jana III., które się przechowało w familji Wąsowiczów pod nazwą sukcesor i którego parę butelek pani Wąsowiczowa, blizka krewna księcia Józefa Poniatowskiego, podarowała choremu; poczem konie ruszyły, wszyscy skłonili się, tłumiąc smutne przeczucia, a dwa wielkie psy, Sułtany, odprowadziły nas do bramy.
Droga była prześliczna; zamki gotyckie, parki wspaniałe i obfite plantacje brzoskwini, przewijały nam się przed oczyma; wiosna w całej pełni kwiatów i zieleni stroiła wszystko, zacierając obrazy smutnego pożegnania i wywołując uśmiech na sędziwe usta chorego.

Drogą wspaniałego Avenu zajechaliśmy przed ganek, gdzie cała rodzina oczekiwała podróżnego. Zamek Montfermeil jest podobno dosyć dawny i za wielkiej rewolucji francuskiej Szwajcarzy na jego dziedzińcach rezydowali. Należy do Markiza de Nicalay i od niego księstwo zamek wynajęli jako obłitujący w wyborne powietrze, przynoszone z parku i z sąsiedniego lasu Bondit, gdzie jeszcze za Karola X. gnieździli się rozbójnicy, aż do barjery Paryża podchodząc. Urządzenie wewnętrzne zamku dosyć zaniedbane, meble stare i niedostateczne trzeba było uzupełniać; malowideł mało, parę posągów w jadalnej sali i dwa staroświeckie zegary, były jej główną ozdobą. Ale salony wielkie, pokoji dużo do rozmieszczenia licznych gości, którzy tu codzienną odprawiali pielgrzymkę z zapytaniem o zdrowie, dla spojrzenia raz jeszcze w oblicze dogasającego męża. Wielu z nich nie mogło się pogodzie z Paryżem bez obecności tej rodziny, tyle lat garnącej około siebie tych, co tęsknili na obczyźnie.

385